Halo, tu maska
O skutecznych sposobach zabezpieczenia lekarza dentysty w czasie pracy z lek. stomatologiem Pawłem Radochem rozmawia red. naczelny „Nowego gabinetu stomatologicznego" Piotr Szymański.
PIOTR SZYMAŃSKI: W ostatnich doniesieniach medialnych słyszymy, że lekarze dentyści są najbardziej narażoną grupą lekarzy na zarażenie się koronawirusem. Wynika to ze specyfiki
pracy i sposobu kontaktu z pacjentem. Czy rzeczywiście dentyści powinni bardziej niż inni lekarze obawiać się COVID-19?
PAWEŁ RADOCH: Jako lekarze dentyści rzeczywiście jesteśmy jedną z grup zawodowych najbardziej narażonych na transmisję zakażenia, z uwagi na pracę w torze oddechowym pacjenta oraz wytwarzanie sprayu wodno-powietrznego, związanego z np. opracowywaniem ubytków próchnicowych, skalingiem zębów, piaskowaniem i innymi zabiegami. Pracując w tak specyficznych warunkach obawiamy się zarówno o własne bezpieczeństwo, jak i naszych najbliższych, zwłaszcza w kontekście epidemii SARS-CoV-2. Jesteśmy świadomi ograniczania pracy do najbardziej niezbędnych zabiegów, ale niestety, praktyka życiowa pokazuje, że w dłuższym okresie nie jesteśmy w stanie całkowicie odciąć się od normalnej pracy, ze względu na szeroko rozumiane dobro pacjenta. Szukamy więc rozwiązań, aby nasza praca nie przypominała rosyjskiej ruletki.
PIOTR SZYMAŃSKI: Wielu lekarzy wciąż się jednak boi. Wiele gabinetów stoi zamkniętych. Czy zamknięcie gabinetu to jedyny sposób, aby ustrzec się zarażenia wirusem?
PAWEŁ RADOCH: Wydaje się, że okres pełnego zaskoczenia i bezradności z tym związanej już minął. Rynek medyczny zareagował gwałtownie, ale po czasie spekulacji, stosowania dziwnych i wielokrotnie niedostosowanych do miary problemu rozwiązań, pojawiły
się produkty przemyślane, a nawet przeznaczone do konkretnych zastosowań specjalistycznych. Nasza wiedza na temat rozprzestrzeniania się zakażenia w gabinecie w naturalny sposób ewoluowała i pogłębiła się przez obserwowanie pracy oddziałów szpitalnych i wyciąganiu odpowiednich wniosków. W szpitalach wdrażano nieco
„na oślep” wszystkie możliwe rozwiązania, a przecież istnieją technologie od dawna sprawdzone i obecnie wystarczy tylko po nie sięgnąć. Zamykanie dziś gabinetów na długie miesiące należy oczywiście wnikliwie przeanalizować, ale na pewno nie powinniśmy się, jako lekarze, kierować strachem. Powinniśmy się poważnie zastanowić, czy nie lepiej zainwestować w środki ochrony osobistej i dalej działać. Przecież niewykorzystywany sprzęt, częstokroć kupiony w leasingu czy opłaty za lokal, generują koszty. Po analizie może okazać się, że lepszym sposobem jest skuteczne zabezpieczenie gabinetu i dalsza praca niż bezczynność.
PIOTR SZYMAŃSKI: Czy stosując odpowiednie procedury postępowania w gabinecie stomatologicznym, sprawdzone i przetestowane środki ochrony osobistej oraz systemy dezynfekcji pomieszczeń lekarze mogą nie bać się zakażenia?
PAWEŁ RADOCH: Z własnych obserwacji i poszukiwań metod zabezpieczenia działania gabinetu wiem, że jesteśmy w stanie podjąć walkę nawet na najbardziej ryzykownych stanowiskach pracy. Może nawet być tak, że epidemia SARS-CoV-2 dała nam impuls do poszukiwania jeszcze dokładniejszego zabezpieczenia przed możliwymi zakażeniami, zwłaszcza w obszarze ochrony osobistej personelu medycznego, co ewidentnie było zaniedbane w początkowej fazie epidemii. Większość pracowników chroniła się zwykłymi maseczkami chirurgicznymi, które w przypadku wirusów poprawiały jedynie komfort psychiczny, ale nie zapewniały właściwej ochrony.
PIOTR SZYMAŃSKI: Pana zdaniem, jaki jest najsłabszy element systemu zabezpieczenia lekarza dentysty przed ewentualną transmisją wirusa z pacjenta na lekarza? W jaki sposób wyeliminował Pan to najsłabsze ogniwo w swoim gabinecie?
PAWEŁ RADOCH: Początek całego procesu ma miejsce podczas telefonicznej rejestracji pacjenta, w czasie której zbieram wywiad wstępny, dotyczący ogólnego stanu zdrowia i ewentualnych niepokojących objawów. Pacjent informowany jest o zagrożeniach, na
które może być narażony podczas pandemii oraz o trybie przyjęcia i postępowania diagnostyczno-leczniczego. Rezerwuję i zabezpieczam czas potrzebny na wizytę oraz na późniejszą dezynfekcję gabinetu i pomieszczeń. W tym czasie żaden inny pacjent nie
może oczekiwać w poczekalni na przyjęcie. Stosuję różne środki dezynfekcyjne, wymuszony obieg powietrza w gabinecie, fumigację suchą mgłą, zakładam przyłbicę i maskę. A od niedawna, ze względu na uciążliwość pracy, zmodyfikowałem ostatni z wymienionych przeze mnie elementów. Pracuję teraz w masce HALO.
PIOTR SZYMAŃSKI: Stosuje Pan najnowocześniejsze środki ochrony osobistej. Rozpoczął Pan pracę w masce HALO. Czym ona się różni od innych masek? I jak Pan ją ocenia?
PAWEŁ RADOCH:To był przełom w mojej praktyce, teraz w okresie pandemii. Wcześniej stosowałem maski FFP3, które niestety dość szybko odbierały mi komfort pracy. Wiele razy miałem uczucie utrudnionego oddychania. Zwykła maska dość szybko wilgotnieje. Nie bez znaczenia była konieczność mocnego jej dopasowania, aby zachować szczelność, a to z kolei, skutecznie utrudniało komunikację z pacjentem.
Maska HALO jest urządzeniem kompletnym i godnym zaufania. Możliwe jest stosowanie zarówno formy półmaski, jak i pełnotwarzowej ochrony. Jej konstrukcja pozwala na swobodę ruchów, klarowną komunikację w czasie zabiegu oraz indywidualne dopasowanie, poprzez dobór rozmiarów części twarzowej. Najważniejszą przewagą maski HALO jest zwiększenie komfortu oddychania, brak wilgotnienia po jej wewnętrznej stronie, utrzymywanie normalnego poziomu dwutlenku węgla oraz najwyższy stopień filtracji. To wszystko dzieje się automatycznie, z ciągłym i płynnym dostosowaniem się do częstotliwości i głębokości naszego oddechu. Ważnym elementem, na który zwracają uwagę sami pacjenci, jest
dobra komunikacja poprzez widoczność twarzy, jako że mimowolnie patrzymy na ruch ust osoby mówiącej do nas. Konwencjonalne maski zasłaniają usta i w konsekwencji część pacjentów nie jest pewna poleceń lekarza podczas wizyty. Dla mnie, technologia jest użyteczna wtedy, gdy nie angażuje mojej uwagi i pozwala mi na koncentrację na zabiegu. I tak właśnie działa maska HALO.
PIOTR SZYMAŃSKI: Czy zastosowanie dodatkowych środków bezpieczeństwa osobistego, jak np. maska, o której teraz rozmawiamy, bardzo podniosło cenę zabiegu dla pacjenta?
PAWEŁ RADOCH: Odpowiem przewrotnie cytatem z powieści science fiction Philipa K. Dicka „Czy androidy marzą o elektrycznych owcach? ” – “ Empatia – osobliwe, obosieczne ubezpieczenie społeczne”. A maska HALO może być świetną osobistą ochroną lekarza
w przypadku kontaktu z patogenem zakaźnym. Perspektywa zaś korzyści z jej stosowania, jak i innych dodatkowych środków bezpieczeństwa osobistego jest długofalowa, a potencjalne zyski z tego tytułu będą rozłożone w czasie.